30 sie 2016

Rokiś a ekologia

Pamiętacie taką bajkę Joanny Papuzińskiej "A gdzie ja się biedniuteńki podzieję?". O diable Rokicie, który musiał się przenieść do miasta, bo wycięto wszystkie wierzby przy drodze i nie miał gdzie mieszkać?


Odświeżam sobie lektury z dzieciństwa przy okazji wieczornego czytania Dziecku i czasem natrafiam na wątki, które jak ulał pasują do określenia edukacja ekologiczna. W 1981, kiedy wydano Rokisia, słowo ekologia odnosiło się jedynie do nauki o ekosystemach i nie było łączone z sozologią, czyli nauką o ochronie środowiska. Kilka(naście) lat później wszystko się pozamieniało i teraz eko jest synonimem starań o ochronę przyrody, a jeszcze częściej jest równoznaczne z greenwashingiem. Ale to inna historia, wróćmy do Rokisia.
W czasach kiedy Joanna Porazińska pisała bajkę o łobuzerskim czorcie, nie było jeszcze telefonów komórkowych, komputerów ani internetu. Dzięki temu Dziecko może się dowiedzieć, że butelki były cennym surowcem, naczynia myło się ręcznie, korzystano z maszyny do pisania zamiast komputera, a wiedzy szukano w encyklopedii i bibliotece.
Ale już wtedy wycinano drzewa przy nowych drogach (lęk przed drzewami mordercami ma jak widać ugruntowaną tradycję), po tychże jeździły samochody (ale przeważnie korzystano z transportu zbiorowego), już wtedy dymiły kominy i choć nikt nie mierzył czystości powietrza, to z pewnością przekraczało normy dla pyłu zawieszonego PM10. Dlatego można Rokisia czytać zarówno jako bajkę historyczną z realiami PRLu dla najmłodszych, jak i ekologiczną.



Zwłaszcza w trzeciej części cyklu, czyli "Rokiś i kraina dachów", znajdziemy takie opisy: "Wszystko tu było zapylone i czarne, ponieważ w większości domów stały staromodne kaflowe piece, w których każdy mieszkaniec musiał sam sobie palić węglem. (...) Kiedy się pokroiło śniegową pryzmę na brzegu chodnika - wyglądała ona jak torcik-stefanka - ciemna warstwa, a potem jasna, i ciemna, i znów...
Dopiero na wiosnę śnieg i pył węglowy mieszały się ze sobą i spływały brunatną strugą pod ziemię, przez dziury w żelaznych kratach.
Ale węgiel i tak wygrywał. Zostawał na chodniku, murach, balkonach i szybach. A także w ludzkich nosach i płucach."

No, cóż - dla dzieci jest to dużo mniej ciekawe niż przygody Kaśki i Rokisia, ale nam pozostaje zainteresować się tematem smogu, a zwłaszcza dobrych praktyk (zebranych na stronie Polski Alarm Smogowy).

23 sie 2016

Publikacje nie tylko na wakacje

Nie wiem, czy zaglądacie do działu "ekopublikacje", ale co jakiś czas wrzucam tam nowe linki do bezpłatnych broszur, e-booków czy poradników dostępnych w sieci.
Np. na stronie The Zeitgeist Movement Polska można przejrzeć broszury Ogród owocowy na 300 metrach kwadratowych oraz Ogród warzywny na 200 metrach kwadratowych.
 Jeśli chodzi o florę, to Łukasz Łuczaj uwolnił niedawno treść swojej książki "Dzikie rośliny jadalne Polski". Korzystajcie :-)


Polecam wam także publikację ODE Źródła "W dziką stronę", na temat edukacji przyrodniczej.

Z innej bajki - poradnik-kolorowanka na temat odpadów w kanalizacji, czyli Sedes to nie kosz na śmieci
Dla majsterkowiczów z kolei mam broszurę Greenpeace'u "Hotele dla dzikich zapylaczy. Zrób to sam", Budowanie z konopi Cohabitatu oraz ich magazyn WyTwórcy:


I jeszcze coś o żywności, czyli książka Marcina Gerwina "Żywność przyjazna dla klimatu":

 oraz e-booki z wegańskimi przepisami Dobre decyzje:

Smacznej lektury!


16 sie 2016

7 sposobów na rurki i słomki do picia

Kiedy ponad 6 lat temu pisałam na blogu o słomkach do picia, to zachęcałam: "zamiast plastikowych rurek do picia używajcie rurek wielorazowego użytku. Można kupić stalowe, szklane i bambusowe, oczywiście nie w Polsce, ale można :-)"
Otóż jak najbardziej można już w Polsce kupić rurki stalowe, szklane i słomiane. Te ostatnie, Eco Straw, przetestowałam i są spoko (o dostępność pytajcie tutaj), choć osobiście wolę stalowe (które też mamy w domu). 

A co można zrobić z rurek plastikowych?

1. Rzeźbę - tak jak  Annie Boyden Varnot:


2. Spiralne mobile:




3. Cichy instrument muzyczny a la fletnia pana (taki bardziej szum wiatru,ale łatwo zrobić i  jest fun):

Zdjęcie pochodzi z bloga Mama, dzieci i śmieci - my naszą fletnię skleiłyśmy taśmą klejącą i też działa :-)

4. Dmuchawkę - rakietę (tu instrukcja i szablon)


5. Latawiec




6. Lifehack - aby uniknąć splątanych łańcuszków


Więcej lifehacków u Szalonego Rosyjskiego Hackera (cudowny akcent):




7. A najlepszy jest chyba pomysł na miniopakowania podróżne na pastę do zębów, szampon, czy zapałki albo tabletki. I w sumie myślę, że może wystarczyłoby zgiąć słomkę na pół i skleić brzegi mocną taśmą klejącą, zamiast zgrzewać je zapalniczką:

stąd

Pretty cool, what do you think, guys? :-)

13 sie 2016

Czytam sobie

"Ostatni taki Amerykanin" Elizabeth Gilbert - niepozorna okładka i tytuł, autorka kojarzy się z "Jedz, módl się, kochaj" - czy to może być dobre?
A jednak :-)

Zaletą tej książki jest to, że opowiada prawdziwą historię, chociaż nie wiem, czy sięgnęłabym po nią, gdybym wiedziała, że to biografia. W dodatku człowieka, który jeszcze żyje :-) W dużym skrócie - istnieje na świecie mężczyzna, który w "dzisiejszych czasach" przeprowadził się do lasu mając 17 lat i potrafi o siebie zadbać w dziczy. A to oznacza - upolowanie zwierzyny, wykrzesanie ognia bez zapałek, zbudowanie schronienia, leczenie ziołami i inne tego typu umiejętności, które wybiórczo znają różni bushmani, survivalowcy czy zielarki.
Eustace Conway, o którym opowiada Gilbert jest postacią niezwykłą, a książkę czyta się naprawdę dobrze. Autorka od szczegółu do ogółu nawiązuje także do kondycji dzisiejszego człowieka, kryzysu męskości, stereotypu amerykańskiego twardziela, wpływu toksycznych relacji z ojcem na całe późniejsze życie, czy deficytu natury
"W takim podejściu jest sporo arogancji, ale jeszcze coś: głęboka alienacja. Wypadliśmy z rytmu. To takie proste. Skoro nie wytwarzamy już dla siebie żywności, to czy musimy zwracać uwagę na, powiedzmy, pory roku? Czy jest jakaś różnica pomiędzy zimą a latem, skoro możemy codziennie jeść truskawki? (...) I po co rozmyślać nad własną śmiertelnością tylko dlatego, że każdej jesieni w przyrodzie coś umiera? A kiedy przychodzi wiosna, czy warto zauważać to odrodzenie? Czy nam się chce poświęcić chwilę i być może komuś za to w duchu podziękować? Uczcić to? Jeśli opuszczamu dom jedynie po to, by pojechać do pracy, to po nam świadomość istnienia potężnej, pouczającej, nadzwyczajnej i wiecznej siły życiowej, która nieustannie nas opływa?"

Poznajcie prawdziwego człowieka lasu, człowieka gór, człowieka przyrody:


Jest też w tej biografii niezły wątek psychologiczny, który częściowo tłumaczy samotność Eustace'a, tego człowieka bardziej indiańskiego niż dzisiejsi Indianie. I wyjaśnia, dlaczego stworzony przez niego rezerwat przyrody Żółwia Wyspa pozostaje utopią, która raczej odpycha niż przyciąga ludzi. Polecam.

Lektura "Ostatniego takiego Amerykanina" idealnie koresponduje z książką, o której już wspominałam w poście o chmurach, czyli "Witaminą N" - poradnikiem dla dorosłych, jak rozwijać w dzieciach więź z przyrodą. Witaminę można czytać na wyrywki w poszukiwaniu pomysłów na plenerowe aktywności. No bo, nie oszukujmy się, na dźwięk słowa "spacer", moja Córka nie merda mentalnym ogonem, a po prostu bycie na dworze nie jest żadną atrakcją. Co innego słowo "podchody", "tropienie" lub wyprawa z jakimś określonym celem. Tylko co zrobić, kiedy brakuje pomysłów i wyobraźni? W poradniku znajdziecie zarówno pomysły na zabawy, jak i działania typowo edukacyjne (rozpoznawanie poszczególnych roślin i zwierząt, obserwacje przyrodnicze). Z perspektywy polskiego czytelnika odnoszę wrażenie, że amerykańskie dzieci (i ich rodzice) mają trudniej - w wielu miejscach tereny spacerowe ograniczone są jedynie do parków, a chodniki na przedmieściach nie istnieją, bo i tak wszędzie jeździ się samochodem. Richard Louv rekomenduje np. tworzenie grup spacerowych/rodzinnych klubów przyrodniczych, które trochę kojarzą mi się z zapomnianymi już kołami PTTK (btw PTTK co roku organizuje konkursy i wyprawy dla rodzin pn. Turystyczna Rodzinka), aby realizować wspólne wędrówki czy biwaki na łonie natury.
Zróbcie więc sobie dobrze i wyjdźcie z domu. Dziś w nocy mamy ku temu szczególnie dobry powód - wciąż powinny być widoczne Perseidy, czyli łzy świętego Wawrzyńca.


PS. Dziękuję wydawnictwu Mamania za możliwość przeczytania "Witaminy N" :-)

3 sie 2016

Trudne odpady - pisaki

Pisaki, mazaki, flamastry, zakreślacze, długopisy, cienkopisy, żelpeny to odpady trudne, bo złożone. Bardzo rzadko trafiają do recyklingu, choć niektórzy (zwłaszcza rodziny z dziećmi) produkują je w ilościach wręcz hurtowych.
Na amerykańskich blogach znalazlam podzielone zdania na temat ich recyklowatelności. Green and Clean Mom twierdzi, że plastiku osłonek mazaków nie można oddać do recyklingu, natomiast autorka Crafting a green world podaje, że jak najbardziej można recyklować osłonki i nakrętki, ponieważ są zrobione z polipropylenu. Problem w tym, że Crayola markers są zrobione tak (ze względów bezpieczeństwa), że aby wyjąć wkład z pisaka (swoją drogą - co z nim potem zrobić?), trzeba użyć piłki albo pilnika. Z drugiej strony inna pani w komentarzach stwierdza, że firmy recyklingowe i tak nie chcą recyklować takich drobnych części, więc cały wasz ewentualny trud może pójść na marne...
Nie mam pojęcia, co z polskimi zakładami recyklingu, ale podejrzewam, że też nie wiedzą, co począć z takimi pisakami bez wkładów :-/




Cóż więc możesz zrobić?
  • Jak zawsze ograniczyć :-) Czyli nie kupować kolejnych mazaków, zamiast tego przerzucić się na kredki. Wiem, że nie zawsze to możliwe, więc...
  • wykorzystaj ponownie - przedłużaj żywotność pisaków, jak za czasów PRLu - maczając wkłady w occie lub spirytusie
  • dbaj o nie - zawsze zakręcaj 
  • wykorzystaj wyschnięte pisaki do zrobienia kolorowych barwników. Wystarczy wyjąć zaschnięte wkłady i włożyć do słoika z wodą. Otrzymane barwniki można wykorzystać do eksperymentów, malowania, farbowania i ogólnie kreatywnie. Tak to robi Amanda0480:

  • No, i na końcu upcykling :-)

łuk (via Pinterest):


 palcynki (więcej pomysłów na Child central station)


Fletnia pana (instrukcja na Spryciarze.pl)




I jeszcze takie pomysły sprzed lat: Pisaki, kredki i ich drugie życie oraz dłuogpisy i flamastry